Przepraszam, że wracam do tematu zmian w free agency, ale...
Wydaje mi się, że warto tutaj zainspirować się NBA. Jeśli zawodnik zostanie tam zwolniony z kontraktu, to klub zwalniający nie odzyskuje pieniędzy, które musiałby mu jeszcze wypłacić do końca kontraktu.
Dlatego też proponuję, by zespół zwalniający musiał "płacić" do końca sezonu duży procent pensji (np.: 60%, zwalnianie graczy nadal powinno mieć praktyczne zastosowanie) jako koszt zwolnienia. Wtedy może udałoby się zmniejszyć ilość free agentów na rynku.
Jeśli ktoś jest w stanie wymyślić lepszy sposób na zwiększenie cen, i co za tym idzie, opłacalności treningu, to ja chętnie posłucham...
Leniwy, stary, wyliniały kocur. Czasem jeszcze zerknie na polskie tłumaczenia.