Więc w treningu starałem się naciskać na Biga tak, żeby to był co najmniej jakiś kompromis pomiędzy Falborem a Oparą.
I tak w zasadzie musiałem się godzić z tym, że Opara jest dla Biga ważniejszy niż Falbor. Bo Falbora to on tak trenował na powiedzmy w najlepszym wypadku na 75% gwizdka. Big starał się szukać jakiegoś środka (nie wiadomo czy złotego) pomiędzy treningiem i wynikami.
I tu dochodzimy do trzeciego czynnika. Bo wygranie meczu i 75% treningu było dla Biga lepsze (ważniejsze, korzystniejsze) niż zaryzykowanie przegrania meczu + 100% treningu. Dla mnie jako selecao to 100% treningu i przegranie meczu różnicą -40 było lepsze niż 99% treningu i wygranie meczu różnicą +40 ;-)
Ale Big nie wahał się poświęcić trochę minut treningu, albo np. trenować tylko dwóch zamiast trzech zawodników, żeby zwiększyć szanse na wygranie meczów.
No ale niewiele mogłem z tym zrobić. I tak łyknąłem to, i brałem na dobrą monetę, że Opara przynajmniej trenuje lepiej niż Falbor. Czyli można powiedzieć, że moim kosztem, za to lepiej dla następców.
I nie robiłem katastrofy, że trenuje górę na nieswojej pozycji, bo dół to w każdej chwili można. Albo że tam jakieś treny DV idą w trudnych tygodniach (chociaż oczywiście dla Opary nie były one potrzebne, bo to też jest łatwiejsze i można później dla Forwardów, a więc na swojej pozycji).
No i ten czynnik, że miał dwóch zawodników, którymi kadra była zainteresowana i byli to grajkowie na przeciwnych pozycjach. Dopóki Falbor miał literki SG przy nazwisku to ja nawet wolałem trening PS niż OD.
Tak czy inaczej Big to nie był najłatwiejszy przypadek w mojej kadencji, bo wyniki dla niego były ważne. A nie tak jak np z Podniesiem gdzie kompromis był ustawiony w taki sposób, że wagi wynosiły: trening - 100%, wyniki - 0% ;-)